04.07.2016
Czasem myślę (a w głębi serca wiem), że Kuba to nie tylko kraj, to stan umysłu. Za każdym razem, kiedy ląduję w Havanie, już na lotnisku przestawiam się na „tryb kubański”. Na dzień dobry zawsze jest czekanie na bagaż. Kubańczycy nie spieszą się z jego oddawaniem. Bo i po co się spieszyć? Ja też przestaje się spieszyć mimo, że jest północ a ja w drodze od prawie 24 godzin. Siadam więc i cierpliwie czekam, obserwując ruch pasażerów, podsłuchując nocne rozmowy pracowników lotniska. Wiem, że już za chwilę wyjdę i „dostanę po twarzy” tropikiem. Ten moment zawsze lubię najbardziej podczas moich podróży na Karaiby, ten pierwszy oddech tropikalnym, ciężkim, wilgotnym powietrzem.
Uwielbiam wracać na Kubę. Myślę, że już chyba nie potrafię bez tego żyć. W tym roku miałam przyjemność być tam razem ze wspaniałymi ludźmi. Razem z „piątką wspaniałych” i naszym niezastąpionym przewodnikiem Elio spędziliśmy kilka dni na wyspie. A o tym jak było, możecie poczytać niżej.
Dziś Havana, bo to od niej się wszystko na Kubie zaczyna 🙂
Teraz czeka na nas stara Havana. Spacery wąskimi uliczkami Havana Vieja chyba nigdy mi się nie znudzą. Co prawda stolica Kuby jest zaniedbana, stare kamienice często dosłownie sypią się nam na głowę, ale dla mnie i tak ma to swój urok.
W starej Havanie codziennie działa pchli targ, gdzie można kupić dosłownie wszystko: od książek przywódców kubańskiej rewolucji, przez stare monety czy aparaty fotograficzne.
Capitol w Havanie – dawna siedziba rządu, od jakiegoś czasu jest w remoncie. Ale już widać koniec tych prac.
Zwiedzanie Havany nie może obyć się bez spaceru po Maleconie. Malecon to po prostu deptak o długości ok. 8 km, biegnący wzdłuż Morza Karaibskiego…
c.d.n.
Autor: Joanna Biernacka